wtorek, 3 lipca 2007

w południe pokład parzy w stopy...



"w południe pokład parzy w stopy" to zapiski z mego pływania
sprzed dwóch lat, kiedy od czerwca do końca września
żeglowałem "APOLONIĄ"...
pozwolę sobie przytoczyć,
ot tak,
dla potomności...

2006-07-28
W południe pokład parzy stopy -
polewam go wodą ale niepomaga to na długo.
Czasem ulgę przynosi pływanie w cieniu żagla,
choć potem zwrot, zmiana halsu i znów w pełnym słońcu jestem...
Kiedy pływam sam, bez gości (czytaj "klientów")
pozwalam sobie żeglować na golasa.
Dziś trafiłem na żeńską ósemkę ze sternikiem.
Dziewczęta prawie wioseł nie pogubiły z ze śmiechu...
Z wiatrem bywa jak w życiu, znaczy się różnie:
z rana niewinna, lekka bryza, tężeje gdzieś do południa,
potem okres ciszy i koło 16-tej zaczyna się rozwiewać,
czasem przed wieczorem potrafi się prawdziwie rozdmuchać.
To czas na szybką jazdę bez trzymanki...
Szybka na tyle, na ile łódka pozwoli...
Trochę zazdroszczę wtedy gościom na szybkich sportowych
łódeczkach którzy na prawdę mogą poszaleć...



Po zalewie pływać można wzdłuż - kierunek Wielonek
i wyżej jeszcze,
lub wszerz - w stronę Kręgla.
Byłem tam dwa dni temu.
W jedną stronę efektowna żegluga z wiatrem w plecy
przez płytkie cieśniny,
z powrotem kombinowanie pod wiatr kapryśny wielce
i nie stały - tak czy inaczej, dalim rade...
Innego dnia do Wielonka płynąłem z gośćmi koło trzech godzin,
przy subtelnym półwietrze,
potem zdechło wszystko
i gdyby nie gość litościwy, co nas na hol wziął,
pewnie byśmy i na następny ranek nie dopłynęli do Pieczysk...
Spokój tu wielki i cisza, a wieczorem gwiazdy do snu mrugają...

2006-08-01
W oczekiwaniu na wiatr po raz kolejny czytam "Moby Dicka".
Wielki mam sentyment dla tej powieści,
nie pamiętam już nawet który to raz do niej wracam.
Historia Ishmaela służy mi,
jakkolwiek zabrzmi to patetycznie,
za rodzaj przewodnika po życiu.
"Moby Dick" to nie jedynie powieść przygodowa,
historia polowania na białego wieloryba,
czy kompendium wszelkiej wiedzy o tych największych z ssaków.
Nade wszystko to moralitet wskazujący właściwą drogę w życiu,
drogę ku zrozumieniu kim tak właściwie jesteśmy.
Nie na darmo Melville, autor "MD"
wywodził się z amerykańskiej rodziny badaczy Pisma...
Tak czy inaczej, gorąco polecam.
Przy pomoście gdzie stoję
młodzi ludzie z obozu żeglarskiego ćwiczą
pod czujnym okiem instruktorów
stawianie żagli.
Robią to z całym tym żeglarskim rytuałem:
sternik podaje komendę, załoga odpowiada,
pełen szpan...
Postanawiam nie być gorszy i zbieram się do odejścia.
Wychodzi z tego prawdziwy żeglarski jednoosobowy preformance.
Oto sternik wiesz-OK podaje komendę
"Przygotować grota do stawienia!"
Załoga wiesz-OK odpowiada
"Grot do stawienia klar!"
Sternik wiesz-OK
"Grot staw!"
Załoga wiesz-OK
"Jest, grot staw!"
Zgrzyt bloczków i przeszło 15 metrów kwadratowych żagla
idzie do góry.
Sternik wiesz-OK
"Przygotować cume dziobową do oddania!"
Załoga wiesz-OK
"Cuma dziobowa do oddania klar!"
Sternik wiesz-OK
"Cumę dziobowa oddaj, dziób na wodę!"
Załoga wiesz-OK
"Jest, dziób na wodę!"
I oto Apolonia,
przy oklaskach z nabrzeża powolio dchodzi od kei,
sternik wiesz-OK obiera kurs na wyspę
modlac się w głębi swego serca do Neptuna o wiatr,
a zmęczona załoga zapala papierosa...

2006-08-02
Sobotnią flautę, w którą za prom w Wielonku szliśmy dzień cały,
wiatr próbował "odpracować" w niedziele.
Po noclegu gdzieś w okolicy leśniczówki Pobrdzie
ruszyliśmy ze świeżą bryzą ku Sokole Kuźnicy
Dystans którego pokonanie dzień wcześniej
zajmowało pare godzin
pokonaliśmy w niespełna trzy kwadranse.
Była okaqzja uczcić to piFkiem
(w końcu złamałem swą abstynencje
i pozwalamsobie co czas jakiś na jedno,
albo i dwa nawet duże,
jasne,
zimne i z pianką...)
Powrót do Pieczysk to była już czysta przyjemność.
Niesieni wiatrem od rufy, nie za ostrym, za to równym,
czasu mieliśmy jeszcze tyle by w jednej z odnóg zalewu,
przy cyplu z trzema dębami urządzić sobie kąpiel.
Wieczorem, kiedy gościejuż wyjechali,
popijam kawę wyciągniety w kokpicie i gapię sie w niebo.
Nisko nad lasem cieńki sierp księżyca w nowiu,
na lewo od niego Wenus albo Spica,
nie jestem tego pewien,
podobnie jak nie mam pewności czy to czerwone na południu to Mars.
Problemów takich nie mam z Deneb,Vegą i Altair
które razem tworzą Wielki Trójka Letni.
Pisanie tu o Wielkim Wozie zakrawa na banał,
ale odnalezienie wiszącej gdzieś w zenicie Kasiopeji czy Plejad
to już sztuka.
A poza tym dziaesiatki tysięcy,
może i miliony całe
gwiazd wielkich i małych,
niebieskich, czerwonych i żółtych,
bliskich i tych prawdziwie dalekich,
których światło dociera
tu choć one same być może dawno już zgasły.

Kiedy patrzę na nie i ich odbicie w wodzie
czuje się jak astronauta,
zagubiony międzygwiezdny podróżnik,
a łódź moja to transgalaktyczny żaglowiec.
Kołysany wieczorną falą popadam w miłe odrętwienie...

2006-08-01
Poniedziałek - dzień na porządki,
czyli klarowanie łódki i siebie...
Jeśli chodzi o łódkę
to umyłem kadłub z narostu glonów i sinic,
wyczyściłem pokład i zenzy.
Łódka dalej sucho stoi co cieszy mnie szalenie.
Nie ma nic bardziej deprymującego
jak zaczynanie dnia od wybierania wody spod podłóg.
Jest co prawda niewielki przeciek z góry,
w czasie deszczu,
ale to kwestia uszczelnienia silikonem zawiasu przy forluku
i bedzie OK.
Co zaś sie tyczy mej skromnej osoby,
to wziąłem se prysznic i przystrzygłem brodę
To jeśli o cielesną stronę załogi.
W ramach klaru duchowego
Koncerty Branderburskie Bacha
i zeszło tygodniowa Wyborcza.
Do południa popadywało trochę,
więc o żeglowaniu nie było mowy.
Późnie słoneczko pokazało się za chmur,
ale nadal cisza i lustrzana tafla zalewu,
więc by nie popadać w deprechę
"kuk" serwuje kawa i herbatniki z dżemem wiśniowym.
Dżem co prawda z lekka w tych upałech sfermentował,
ale ufam,
że obędzie sie bez gastrycznej rewolucji.
Zgadzam się z tym
kto napisał kiedyś że jachty w portach umierają,
a żeglarze schodzą na psy,
więc gdy wieczorem powiało trochę
rzuciłem cumy
i parę halsów pro forma założyłem...