niedziela, 30 maja 2010

BRAY CUP
czyli śledź a sprawa polska...

Do regat Bray Cup,
a właściwie do pierwszej edycji
Mistrzostw Polski Omeg Klasycznych
czaiłem się od początku...
Prestiżowe regaty,
możliwość konfrontacji z łódkami w miarę zbliżonymi
do naszej
i 1000 pln nagrody za pierwsze miejsce
robią swoje.
Ostatnie dni przed startem nerwowe,
problemy z mieczem,
ale dzięki boskiej (...i Supryniaka) pomocy
daliśmy radę
i w piątek jesteśmy na wodzie,
Schmelter and moia.
Parę spokojnych halsów z rana,
a po południu płyniemy do Tazbirowa przyjrzeć się konkurencji...
13 omeg klasycznie klasycznych,
my
i POL 13 Knasieckiego ...
Może być ciekawie,
na razie jednak brak nam trzeciego
i czterech dych na ubezpieczenie łódki...
Słoneczny sobotni poranek rozwiązał nasze
finansowe problemy
w postaci Tajemniczego Sponsora
a na trzeciego do załogi wynajmujemy Krzysztofa Myk
czy może raczej Myka Krzysztofa
regatowca z Fina i Stara...
Zakładałem start w „klasykach”,
ale po sugestiach Mistrza
i przy braku zdecydowania
Pani Sędziny z Krakowa,
co to stała nad naszą łódką i nie wiedziała
sport to czy klasyk,
trafiliśmy do „sportu”.
To, Myk na sterze i tężejący wiatr zwiastują niezłą jazdę...
Wyścigi po śledziu wewnętrznym (cokolwiek to znaczy...)
Chodzą słuchy, że nawet sama Pani Sędzina z Krakowa
tego nie wie...

Na starcie jesteśmy pierwsi,
jedziemy swoje,
Myk pogania,lekko nie ma...
Zagubieni trochę pomiędzy śledziami
(zewnętrznym, wewnętrznym i po japońsku)
idziemy na czwartym miejscu
kończymy na drugim
i...
RAF -wycofał się po ukończeniu...
Problemem była boja,
którą w całym tym „śledziowym” interesie opuścilim...
By ciekawiej było,
okazało się że cały pierwszy wyścig
popłyneliśmy nie naszą trasą...

Trzy następne płyniemy już zgodnie z instrukcją,
Myk tak ustawia się przed startem ,
że praktycznie wszystkie są jego,
na dystansie jednak tracimy,
łódka kapryśna jest, jak wieje to jedziemy
ale wystarczy ze zdechnie a mulasta się robi...
Mogłaby też ostrzej chodzić...
POL 13 nas objeżdza, inaczej być nie może,
ale generalnie na 16 łódek na wodzie nie kończymy
żadnego wyscigu poniżej czwartej pozycji.

Kalinowski, który tym razem w „klasykach” jedzie
za nami...
Krzychu ambitnie nam nie odpuszcza
i po czterech wyścigach czuję się jak przysłowiowy „śledź po sztormie”.
Zmęczony ale i szczęśliwy pozwalam sobie na kawę i ćwiartkę żołądkowej prze snem...

POL 13


sobota, 1 maja 2010

niech się święci pierwszy maja !

Czynem Żeglarskim uczciliśmy Majowe Święto...
Ale od początku -
1-go maja WKŻ PASAT,
z którym związany jestem
(przez skarbnika...)
otworzył sezon 2010 w swej przystani,
szumnie zwanej też MARINĄ,
w Pieczyskach nad Zalewem Koronowskim.
Ponieważ to Świąteczny Dzień
wiec miałem problemy by wydostać się z mej wsi;
w efekcie spóźniłem się na tzw. część oficjalną...
Podobno chwalili nas (znaczy się Schmeltera i mnie)
za pomoc dla klubu...
Spóźnienie miało swe dobre strony,
takie entrée dobrze robi...
Po uściskach dłoni Komandora i Innych Mniej Lub Bardziej Ważnych Osób
bierzemy się do roboty...
Łódka nadzwyczaj dobrze zniosła zimowanie pod śniegowa pierzynką
i wymaga jedynie drobnej kosmetyki.
Przy stawianiu masztu pojawił się nieoceniony Dziadek Grajewski
i po fachowej dyskusji w tzw. "temacie"
decydujemy się na cofniecie masztu w jarzmie i odwrotne ustawienie want.
Spuszczamy łódź na wodę, montujemy miecz i...
zaczynają się schody.
Miecz jest lekko skrzywiony, klinuje się w pozycji "dół"
i nie chce ani drgnąć.
Pływać się da, ale to prowizorka.
Trzeba będzie go wymienić i to jak najszybciej.
W końcu stawiamy żagle i JADZIEM !!!

Pierwsze pływanie w sezonie
(jesli nie liczyć show na Brdzie z zeszłego tygodnia)
całkiem poprawne.
Rześki wiatr sprawia że z każdym zwrotem zaczynamy się powoli dostrajać...
Łódka idzie szybko i nad wyraz ostro...
Czyżby kwestia przestawionego masztu?
Przymierzamy się do innych omeg i jest dobrze...
Wychodzą jeszcze pewne techniczne kłopoty,
jak na przykład za ciasny blok prawego szota foka itp.
ale to kwestia wymiany...
Po trzech (z przerwą na pierwszomajową kiełbachę z ogniska) godzinach pływania
jesteśmy uczciwie zmęczeni i zadowoleni...
Szykuję się niezły sezon...

niedziela, 25 kwietnia 2010

we did it !



Rybi Rynek
ciasno i dość tłoczno,
trafic spory bo festyn na wodzie trwa...
przyciągnęliśmy tu ze Schmelterem Zefira
postawiliśmy żagle
i zanim zdążyłem się przestraszyć
byliśmy na wodzie...
pierwszy hals
spod Poczty pod BreBank,
pierwszy zwrot i idziemy do góry,
pod wiatr ale z niezłym prądem
wieje jak na środek miasta przystało,
przeciąg taki...
krótkie halsy,
szybkie zwroty bez zbędnych słów jedziemy
pod Bernardyński Most...
pierwsza rufa
i z wiatrem,
ale pod prąd,
w kierunku Spichrzy,
nie za blisko by nie zaczepić masztem
o "Przechodzącego",
całkiem przyzwoitym i szybkim baksztagiem
z elementami jazdy na motyla...
Uroczo wręcz...

Mocne wejście w sezon żeśmy se ze Schmelerem zafundowali...

środa, 14 kwietnia 2010

venus

Od tygodnia pracuję przy remoncie pasatowskiej Venus.
Szlifierka, szpachla i papier ścierny...
I tak po parę godzin dziennie...