poniedziałek, 11 maja 2009

mare aegeum

Pomiędzy Półwyspem Bałkańskim, Azją Mniejszą,
Kretą, Karpathos i Rodos jest morze
które śni mi się po nocach...
Morze Egejskie.

Podzielone na Trackie na północy, Mirtejskie i Kreteńskie na południu
może i niewielkie to morze,
raptem 649 km wzdłuż i 320 wszerz,
ale jest tam ze sto wysp,
większym i małych zupełnie,
pośród których mógł bym żeglować na stare lata.
Trzeba mi tylko łodzi jakiej
i włóczył bym się pomiędzy Sporadami Północnymi,
Dokanezami i Wyspami Sarońskimi.
Na Cykladach słuchał bym cykad,
przy Ikarii wspominał nieszczęsnego syna Dedala,
co przestóg ojca nie słuchał,
a potem popłynął bym na północ,
aż po Thasos
i dalej jeszcze, ku Sramothace...
Żył bym skromie,
łowił ryby,
pił wino,
a gdy grosza by zabrakło,
wynajmował bym się się do zbiorów
oliwek i pomarańczy.
Na zimę lądował bym na Lesbos...
To by mi pasowało...

niedziela, 3 maja 2009

piątek, 1 maja 2009

he is sailing

Co zrobić,
kiedy chcesz pożeglować sobie,
a nie bardzo jest z kim,
bo:
Mr.Friday remontuje chałupę na wsi,
Łysy stawia ołtarz,
Blondi przygotowuje kolejną premierę,
Grzybek preferuje ostatnowypady do Grudziądza,
a Opic woli machać wiosłami w kajaku ???
Należy zadzwonić po Denisa.
Denis, dumny(?) syn Albionu,
urodzony na Isle of White,
kolebce angielskiego Yachtingu przez duże "Y",
był już raz na łódce...
O włos mały nie wygraliśmy wtedy regat.
Było to w czasach APOLONII, czyli ze trzy lata temu...
Kiedy zadzwoniłem do niego zgodził sie od razu
i rankiem dnia następnego
byliśmy już - Denis, his Mystery, and me -
w Pieczyskach.
Pogoda piękna, wiatr taki jak trzeba i...
nie mamy na czym popływać.
Wszystko w czarterze (długi ŁykEnD) albo z kursantami na egzaminach...
"113" którą pływałem w zeszłym roku
straciła tydzień temu w wywrotce ster i teraz podobnie jak ja, na brzegu...
I nie pomoże piFko, ani trzy nawet,
gdy pływać się chce i run na wodę ma się straszny...
Sfrustrowany i z dupą ściśniętą żalem,
bo wieje (!),
błąkam się po pomoście patrząc z zazdrością jak inni śmigają.
Widać jednak Neptun ujrzał me męki,
i łaskawe oko swe ku mnie obrócił,
bo omega jakaś podeszła do kei.
"Panowie może kończą" pytam się z nadzieją
i oto cud się staje.
"Tak, kończymy... Trochę za mocno wieje..."
Uszom własnym nie wierze...
Dziesięć minut później, z rasowym przechyłem,
odchodzimy na wodę...

Czasem tak niewiele potrzeba do szczęścia...