niedziela, 31 sierpnia 2008

sobota, 23 sierpnia 2008

tres faciunt collegium...

ranek wstał ponury i dżdżysty...
na przystani byliśmy koło dziesiątej,
pospieszne taklowanie naszej omegi BD 113
i szybciutko na drugą stronę zalewu
by zdążyć formalności ze startem załatwić...
na kei spotykam seniora Grajewskiego
który dziękuje mi że przypłynąłem
bo "uratowałem klasę"
trzech nas stanęło do regat -
Grajewski na swej Mari II,
chłopcy z "Opondeksu"
i my...
no i jeszcze dziewiętnaście innych łódek...
"Shrek", jakaś 470 z Ostrowa, Myk na "Navo"
"Gawra" z Niedźwieckim i reszta czołówki...
sami najwytrwalsi...

my w składzie jak przed tygodniem -
"blondi", Her Grzybek et moi..
pierwszy start, krótko za "Marią II"
i jadę jako drugi w wyścigu...
do czasu...

"opondeks" choć spóźnił się na start
idzie ostrzej,
dochodzi mnie jeszcze przed górną boją
stawia spinakera
i mogę tylko z zazdrością patrzeć jak ucieka...
pro forma walczę jeszcze z 470 i "Shrekiem"
i kończę wyścig na trzecim miejscu...
w drugim i trzecim
zdopingowany przez załogę jadę swoje -
starty w idealnym time'ingu
ale reszta według schematu
"Maria II" i "Opondeks" tną się miedzy soba,
ja przyglądam się ich walce z tyłu,
szukam wiatru i staram sie nie dać wyprzedzić tym co za mną...
fok nie pracuje tak jak bym chciał,
nasza 113 krowiasta jakaś
i o mały włos nie pakuję się w burtę jakiegoś "żółtka"
co mi tuż przed startem
przy moim prawy za żagla wypłynął...
z dupą w wodzie, sterem na nawietrznej na maksa
o ona nie reaguje i idzie mi prosto w niego...
skończyło się na strachu i trzepnięciu ich bomem po naszych wantach...

trzy wyścigi i trzy razy trzecie miejsce...
w czwartym, dodatkowym,
na starcie zabrakło chłopców z „opondeksa”
którzy pewni swego drugiego miejsca
odpuścili sobie ostatnią gonitwę...
my ambitnie walczymy do końca...
dmuchnęło spod chmury i przy tężejącym wietrze kończymy jako drudzy...
ciekaw jestem jak wyglądały by te regaty przy większej ilości łódek...
Grzybek zakłada ze mogli byśmy być na piątym miejscu,
a tak
szczęśliwym trafem
zostaliśmy trzecią załogą w Mistrzostwach Województwa Kujawsko-Pomorskiego w klasie Omega...
powinienem być zadowolonym,
w końcu jestem trzeci w województwie,
no i dwa razy udało się mi
zmusić naszą 113 do pójścia w ślizgu,
a jednak pewien niedosyt czuje...

piątek, 15 sierpnia 2008

brąz

zacznę od tego, że w wyniku nieporozumienia/układów* (*niepotrzebne skreślić)
zamiast wystartować na 1135 na której ostatnio pływałem
i którą wypieściłem sobie do regat przypadło mi płynąć na 303...
omega jak każda inna, ale jednak inna...
wolniejsza, nie tak ostra i z przedmuchanymi żaglami...
trzy wyścigi po skróconym trójkącie,
przy w miarę równym, północno-zachodnim wietrze,
takim pod trójeczkę...
w załodze Her Grzybek i Ania, nasz nowy regatowy nabytek,
niby „baba” ale z temperamentem i „czuja” do pływania ma...
na linii startu tłok, bo Pani Sędzia postanowiła puścić wszystkich razem,
dziewiętnaście łódek, dużych i małych, szybkich i szybszych jeszcze..
procedura startowa 5-4-1, ale chyba jeszcze przez Komisje Sędziowską nie do końca opanowaną – vide bałagan i powtórzenie startu w drugim wyścigu...
ale po kolei -
pierwszy start kontrolny, by nie powiedzieć zachowawczy
i w efekcie walka na halsówce...
szczęśliwie udało się sprawę rozegrać taktycznie;
jeden zwrot, potem burta w burtę ale ostrzej niż „Ula”
i na pierwszym znaku trzecią łódką jesteśmy,
za 1135 i „czerwonymi”...
próbuję jeszcze gonić ale konkurencja ewidentnie lżejsza i szybsza...
w efekcie w pierwszej gonitwie przychodzimy na trzecim miejscu...
na starcie do drugiego pilnuję krótko 1135, ciasno razem wchodzimy do biegu i...Pani Sędzia decyduję o powtórce całej procedury...
Nie będę powtarzał słów jakie padały z wody,
dość powiedzieć że tekst „ziemniaki obierać jej a nie za sędziowanie się brać”, było najdelikatniejszym komentarzem...
szczęśliwie powtórka startu udana, na halsówce idziemy ostro,
przy pierwszej boi trochę zamieszania, ale ciągle drudzy idziemy...
„czerwoni” dochodzą nas dopiero na fordewindzie,
są ewidentnie szybsi...
jeszcze małe zwarcie z Paw-iem na dolnej boi, powrotna halsówka i meta -
po raz drugi trzeci...
w załodze podniecenie wyczuwam...
przed trzecim startem wiatr stężał i z lekka popadywać zaczęło...
sytuacja powtarza się – przyzwoity start i gonitwa na halsówce,
ale, chodź płyniemy równo, konkurencja odchodzi...
na ostatniej boi „czerwoni” nagle wycofują się z wyścigu,
okazało się że dziewczynie która z nimi płynęła miecz zmiażdżył palec...
musiało boleć...
w efekcie kończymy wyścig na drugim, a całe regaty na trzecim miejscu...

jest brąz, choć mogło być lepiej...
jeszcze rozmowa z Seniorem Grajewskim, który obserwował wyścigi z brzegu - „ty zadzior jesteś
i uwagi typu
„tak to możesz sobie siedzieć przed telewizorem”
„musisz wiatr czuć”

działają budująco...
reasumując -
start udany,
na miarę łódki i mych możliwości,
choć załoga uważa że powinienem bardziej agresywnie płynąć...
coś w tym jest...

czwartek, 14 sierpnia 2008

day before

od trzech ni nie gole się...
to w intencji jutrzejszych regat...
metereolodzy zapowiadają załamanie pogody,
pojechaliśmy więc z Her Grzybowskim
sprawdzić rzecz naocznie...
wyszorowaliśmy też łódź
licząc na jej wdzięczność
w jutrzejszych wyścigach...

ciężki dzień nas czeka,
czuję to w kościach...

niedziela, 10 sierpnia 2008

przywiało...

z południowego zachodu,
równo i rzetelnie...
jakby chciało pomóc mi nadrobić straconą sobotę...
wczesnym przedpołudniem,
ostrzeżeni przez bosmana o popołudniowych burzach,
szybkim fordewindem poszliśmy do Wielonka...
pogoda żeglarska,
nie za ciepło za to z rześkim wiatrem..
wiatrem z każdą chwilą silniejszym...
w Wielonku
piFko,
dwie małe pięćdziesiątki,
coś na ząbek
i z powrotem na wodę bo czasu szkoda...

uczciwe halsy od brzegu do brzegu,
eleganckie zwroty bez straty prędkości
i szorująca po burcie woda...
agresywna jazda na krawędzi wywrotki,
a jednak wszystko spokojnie
i bez histerii...
w sam raz na trening przed piątkowymi regatami...

sobota, 9 sierpnia 2008

pekin 2008

Znakomicie spisuje się na igrzyskach Rafał Szukiel z AZS Olsztyn
w zawodach żeglarskich klasy Finn.
Po dwóch pierwszych wyścigach Polak prowadzi.

Debiutujący w igrzyskach Szukiel był trzeci w pierwszym wyścigu
i (po świetnym finiszu z 12 miejsca !) drugi w drugim,
gdzie przegrał tylko z mistrzem olimpijskim z Aten,
Benem Ainslie'em (Wielka Brytania).
Kolejne z 10 zaplanowanych wyścigów
na olimpijskich wodach Qingdao
odbędą się w niedzielę i poniedziałek.
Zakończenie zawodów w sobotę.

co do mojej skromnej osoby,
to pluję sobie w brodę żem uległ porannej szarówce
i odpuściłem sobie dzisiejszy wyjazd nad zalew...
rano pogoda była nieciekawa,
odwołałem załogę
i potem żal straszny dupę mi ściskał
gdy słonce wyszło...
mam silne postanowienie nadrobić stracony dzień jutro...

wtorek, 5 sierpnia 2008

Jackie Big Tits...

Steve Morrison i Ben Rodos,
angielscy pretendenci do złotego medalu w klasie 49er,
żeglarskim odpowieniku Formuły I,
na zbliżających sie lada dzień Igrzyskach w Pekinie
nazwali swą łódź
"Jackie Big Tits"
co w wolnym tłumaczeniu znaczy
ni mniej, ni więcej jak
"Wielkie Cycki Jakubiny"...

wywolało to spore zamieszanie i konsternację wśród
słynących przecież z elegancji i dobrego smaku
brytyjskich "yachtsmenów".
oto jak na łamach "The Independent"
Morrison i Ben Rodos skomentowali swój wybór -
"We've called it Jackie Big Tits.
That was the boat we won the World Championships in last year.
We like to give our boats names after good songs.
When my partner Sarah
and I are in the car with the two kids -
Daisie is seven, and Jo is 10
we play the song.
But when the chorus comes on, we sing "Chockie Biscuits".
We're not going to change it.
Once you name a boat, that's it.
Otherwise it's bad luck...

pozostaje pytanie,
czy "Wielkie Cycki" przyniosą angolom szczęście...

sobota, 2 sierpnia 2008

flauta

sztil, albo, tak z angielska bardziej, calmy...
etymologicznie, według Słownika Kopalińskiego,
z niemieckiego od flau czyli "słaby", "ospały"...
prognoza meteo zapowiadała przejścię frontu atmosferycznego
z burzami
i wiatrem do 7-9m/sek...

fizycznie i mentalnie przygotowałem sie na ostrą jazdę,
jakież więc musiało być me zdegustowanie,
kiedym z Her.Grzybkiem dotarł na przystań,
a tu nic...
dupa absolutna, zero wiatru, tafla zalewu jak lusterko,
bez najmniejszej nawet zmarszczki...
bandera z masztu zwisa nieruchomo,
po pomoście błąkają się instruktorzy obozu żeglarskiego
co to już od dni trzech nie wypływali,
a na wodzie jakieś dwie , może trzy łódki pod pełnymi żaglami
stoją...
mogliśmy oczywiście otaklować omegę,
zejść jak i oni na wodę i tak wozić se dupę,
ale my już wybrednymi się staliśmy
i żądnymi prawdziwej walki...
by frustrację swą ukoić
poszliśmy z Her. Grzybkiem na piFko
i tu, miedzy jednym a drugim,
narodził sie plan jesiennego wypadu w...
Tatry



p/s
podziękowania dla ewki w. ze stolYcy za zdjęcie które
najlepiej pasuje do atmosfery dzisiejszego dnia...