Pomiędzy Półwyspem Bałkańskim, Azją Mniejszą,
Kretą, Karpathos i Rodos jest morze
które śni mi się po nocach...
Morze Egejskie.
Podzielone na Trackie na północy, Mirtejskie i Kreteńskie na południu
może i niewielkie to morze,
raptem 649 km wzdłuż i 320 wszerz,
ale jest tam ze sto wysp,
większym i małych zupełnie,
pośród których mógł bym żeglować na stare lata.
Trzeba mi tylko łodzi jakiej
i włóczył bym się pomiędzy Sporadami Północnymi,
Dokanezami i Wyspami Sarońskimi.
Na Cykladach słuchał bym cykad,
przy Ikarii wspominał nieszczęsnego syna Dedala,
co przestóg ojca nie słuchał,
a potem popłynął bym na północ,
aż po Thasos
i dalej jeszcze, ku Sramothace...
Żył bym skromie,
łowił ryby,
pił wino,
a gdy grosza by zabrakło,
wynajmował bym się się do zbiorów
oliwek i pomarańczy.
Na zimę lądował bym na Lesbos...
To by mi pasowało...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz