Do regat Bray Cup,
a właściwie do pierwszej edycji
Mistrzostw Polski Omeg Klasycznych
czaiłem się od początku...
Prestiżowe regaty,
możliwość konfrontacji z łódkami w miarę zbliżonymi
do naszej
i 1000 pln nagrody za pierwsze miejsce
robią swoje.
Ostatnie dni przed startem nerwowe,
problemy z mieczem,
ale dzięki boskiej (...i Supryniaka) pomocy
daliśmy radę
i w piątek jesteśmy na wodzie,
Schmelter and moia.
Parę spokojnych halsów z rana,
a po południu płyniemy do Tazbirowa przyjrzeć się konkurencji...
13 omeg klasycznie klasycznych,
my
i POL 13 Knasieckiego ...
Może być ciekawie,
na razie jednak brak nam trzeciego
i czterech dych na ubezpieczenie łódki...
Słoneczny sobotni poranek rozwiązał nasze
finansowe problemy
w postaci Tajemniczego Sponsora
a na trzeciego do załogi wynajmujemy Krzysztofa Myk
czy może raczej Myka Krzysztofa
regatowca z Fina i Stara...
Zakładałem start w „klasykach”,
ale po sugestiach Mistrza
i przy braku zdecydowania
Pani Sędziny z Krakowa,
co to stała nad naszą łódką i nie wiedziała
sport to czy klasyk,
trafiliśmy do „sportu”.
To, Myk na sterze i tężejący wiatr zwiastują niezłą jazdę...
Wyścigi po śledziu wewnętrznym (cokolwiek to znaczy...)
Chodzą słuchy, że nawet sama Pani Sędzina z Krakowa
tego nie wie...
Na starcie jesteśmy pierwsi,
jedziemy swoje,
Myk pogania,lekko nie ma...
Zagubieni trochę pomiędzy śledziami
(zewnętrznym, wewnętrznym i po japońsku)
idziemy na czwartym miejscu
kończymy na drugim
i...
RAF -wycofał się po ukończeniu...
Problemem była boja,
którą w całym tym „śledziowym” interesie opuścilim...
By ciekawiej było,
okazało się że cały pierwszy wyścig
popłyneliśmy nie naszą trasą...
Trzy następne płyniemy już zgodnie z instrukcją,
Myk tak ustawia się przed startem ,
że praktycznie wszystkie są jego,
na dystansie jednak tracimy,
łódka kapryśna jest, jak wieje to jedziemy
ale wystarczy ze zdechnie a mulasta się robi...
Mogłaby też ostrzej chodzić...
POL 13 nas objeżdza, inaczej być nie może,
ale generalnie na 16 łódek na wodzie nie kończymy
żadnego wyscigu poniżej czwartej pozycji.
Kalinowski, który tym razem w „klasykach” jedzie
za nami...
Krzychu ambitnie nam nie odpuszcza
i po czterech wyścigach czuję się jak przysłowiowy „śledź po sztormie”.
Zmęczony ale i szczęśliwy pozwalam sobie na kawę i ćwiartkę żołądkowej prze snem...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz