Czynem Żeglarskim uczciliśmy Majowe Święto...
Ale od początku -
1-go maja WKŻ PASAT,
z którym związany jestem
(przez skarbnika...)
otworzył sezon 2010 w swej przystani,
szumnie zwanej też MARINĄ,
w Pieczyskach nad Zalewem Koronowskim.
Ponieważ to Świąteczny Dzień
wiec miałem problemy by wydostać się z mej wsi;
w efekcie spóźniłem się na tzw. część oficjalną...
Podobno chwalili nas (znaczy się Schmeltera i mnie)
za pomoc dla klubu...
Spóźnienie miało swe dobre strony,
takie entrée dobrze robi...
Po uściskach dłoni Komandora i Innych Mniej Lub Bardziej Ważnych Osób
bierzemy się do roboty...
Łódka nadzwyczaj dobrze zniosła zimowanie pod śniegowa pierzynką
i wymaga jedynie drobnej kosmetyki.
Przy stawianiu masztu pojawił się nieoceniony Dziadek Grajewski
i po fachowej dyskusji w tzw. "temacie"
decydujemy się na cofniecie masztu w jarzmie i odwrotne ustawienie want.
Spuszczamy łódź na wodę, montujemy miecz i...
zaczynają się schody.
Miecz jest lekko skrzywiony, klinuje się w pozycji "dół"
i nie chce ani drgnąć.
Pływać się da, ale to prowizorka.
Trzeba będzie go wymienić i to jak najszybciej.
W końcu stawiamy żagle i JADZIEM !!!
Pierwsze pływanie w sezonie
(jesli nie liczyć show na Brdzie z zeszłego tygodnia)
całkiem poprawne.
Rześki wiatr sprawia że z każdym zwrotem zaczynamy się powoli dostrajać...
Łódka idzie szybko i nad wyraz ostro...
Czyżby kwestia przestawionego masztu?
Przymierzamy się do innych omeg i jest dobrze...
Wychodzą jeszcze pewne techniczne kłopoty,
jak na przykład za ciasny blok prawego szota foka itp.
ale to kwestia wymiany...
Po trzech (z przerwą na pierwszomajową kiełbachę z ogniska) godzinach pływania
jesteśmy uczciwie zmęczeni i zadowoleni...
Szykuję się niezły sezon...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz