Prognozy meteo zapowiadały deszcze i silny wiatr.
Na szczęście sprawdzają się jedynie co do wiatru,
choć ciężkie, ołowiane chmury straszą...
Przy porannej kawie (z wkładką)
próbuję ocenić nasze szanse.
Startują cztery Omegi -
Kalinowski na Mikusiu,
dziadek Grajewski na „Marii II”,
Myk z żoną na omedze z BKŻ-tu
i my,
w sprawdzonym tydzień temu składzie:
Her Grzybowski, Paweł i ja.
Patrząc realnie to jedynie Myk jest w naszym zasięgu,
choć, biorąc pod uwagę jego opływanie,
z pewnością nie będzie łatwo.
Myk to regatowiec z praktyką z Fina i Stara,
by przypłynąć przed nim trzeba się prawdziwie skupić.
Trasa to dość rozciągnięty trójkąt,
z halsówką na "jedynkę" przy plaży,
potem półwiatrem na "dwójkę" za wyspą,
fordewind na "trójkę"
i powrót na metę.
Start, całkiem przyzwoity,
daje mi drugie miejsce za Grajewskimi.Kalinowski który spóźnił start
dochodzi nas w połowie halsowki,
Myk niespodziewanie z tylu i w dole...
Taktyka oparta na pilnowaniu go przynosi efekt,
przy okazji też stwierdzamy też,
że "sportówki" nie uciekają nam aż tak bardzo jak rok temu.
Mało tego, na pełnym Kalinowski nagle stanął
i przez chwilę wydawało się że możemy go dopaść.
Wygląda na to, że włożona w naszą "113"-kę praca zaczyną procentować, tak jakby łódka odwdzięczyć się nam chciała za remont.
Pierwszy wyścig kończymy zadowoleni na trzeciej pozycji.
W drugim prowadzi Paweł i powtarza wynik.
Myk gdzieś daleko z tyłu, wyraźnie mu nie idzie.
W trzecim, przy tężejącym wietrze jesteśmy znowu trzeci,
a to znaczy że ostatni, czwarty, możemy sobie już odpuścić.
Przyjęty rano plan wykonany, i to nawet z nawiązką ;
obroniliśmy trzecie miejsce z zeszłego roku
nie będąc jedynie tłem,
a to cieszy i Grzybka, i Pawła i mnie...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz